rzadszymi uczynił wybuchy czułości. Nie zdradziła go żona — wiedział o tem; nawet myśl podobna nie przesunęła się nigdy przez jej umysł; był że to dowód miłości i przywiązania? Chłodne z natury miała zmysły — a zresztą na tem pustkowiu, gdzie się osiedlili, nie miała z kim go oszukiwać; nie upadła, bo droga jej była równa i prosta.
I poczuł nagle dziką złość do kobiety, która była jego żoną, złość za wszystkie niedoznane pieszczoty miłości i męki zdrady, za dziesięć lat spokojnego filisterskiego szczęścia w zawsze ciepłych i zawsze otwartych ramionach.
Nie, nie miał racyi złorzeczyć jej. Czyż nie dbała o jego wygody, czyż nie dawała mu dowodów uległości, czyż nie obdarzyła go dwojgiem dzieci, które od lat ośmiu krzykiem, i kłótniami dziecięcemi zapoznawały go z rozkoszami ojcostwa? Myśl o dzieciach przywiodła mu na pamięć, że obiecał był wcześniej do domu powrócić i po obiedzie z rodziną udać się do pobliskiego lasu. Nagle wyobraźnia, jak znarowiony koń rzuciwszy się w bok, jaskrawo i dobitnie przedstawiła mu obraz takiej rodzinnej wycieczki...
...Po rżysku, oblanem promieniami zachodzącego słońca, idą dzieci, prowadzone przez guwernantkę; za nimi w odległości kilku kroków, on, pod rękę z żoną, której nie ma nic do po-
Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/083
Ta strona została przepisana.