Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/085

Ta strona została przepisana.

nie odpowiedział, usta pocałował machinalnie bez zwykłej czułości, i nic nie mówiąc wszedł do swego gabinetu. Żona nie próbowała nawet pytać o przyczynę złego humoru, wiedziała, że mąż najłatwiej sam się uspakaja, zamknęła więc drzwi i do przerwanej roboty wróciła.
Dyrektor tymczasem dalekim był do uspokojenia; przeciwnie, spotęgowały się jeszcze rozstrój i niezadowolenie z siebie w domu, gdy codzienne życie mocniej go objęło. Przeszedł kilkakrotnie pokój szybkimi krokami, rzucając dla siebie tylko zrozumiałe wyrazy; w końcu zmęczony usiadł przy biurku i znów zagłębił się w ponurą zadumę.
Tak; zmarnował życie; czuł to aż nadto dobrze; zapóźno już teraz, gdy czwarty krzyżyk do ziemi go przygniata, nowe zaczynać. Zresztą, czyż warto? Gdzież pewność, że nie byłby po raz drugi zawiedziony gorzej, niż teraz? Gdyby można porzucić szalone marzenia, zgodnie zadawalniać się tem, co życie dało: spokojnem ciepłem domowego ogniska, względnym mieszczańskim dobrobytem, tem wszystkiem, co położenie jego dla wielu zazdrości godnem czyniło! Nie czuć, nie myśleć, nie przypominać sobie... w bezmyślnym spokoju dobrze karmionego zwierzęcia korzystać z okruszyn życia byłoby najlepiej! Wszak upływały całe lata, kiedy podobne myśli do głowy mu nie przychodziły,