i spazmy. Najlepszem więc zdało mu się udać spokój i siąść do stołu a zamiaru zaraz po obiedzie dokonać.
Dyrektor wstał, twarz do zwykłego wyrazu ułożył, rewolwer schował i wyszedł do jadalnego. Dzieci pocałowały go w rękę i zaczęły gwałtownie wspinać się na swe krzesełka. Jadalnia mimo jego woli przyjemne na nim sprawiła wrażenie: uderzyły go mile jasne tapety, których barwę podnosiło łagodne światło słoneczne, przecedzone przez gęste story, uderzył go zapach róż z bukietu, stojącego na kredensie. Duży stół czysto był nakryty i symetrycznie zastawiony srebrnymi przyborami; na środku pyszniła się waza; pokrywa broniła jeszcze parze wydostać się z ukrycia i roznieść po pokoju woń podanej zupy.
Cały ten widok zamożnej jadalni podczas smacznego obiadu bił żywo w najgłębsze struny ludzkie; zwierzęcości, zdawał się wysławiać wszystkie rozkosze jedzenia... jak zachwycone nozdrza rozszerzają się z lubością, aby wciągnąć podniecający aromat; język wybredny kochanek, krótko się pieści z każdym kąskiem, lecz i w szybkim uścisku potrafi wyssać całą skalę uniesień; żołądek mniej zręczny i gibki zadawalniać się musi odpadkami języka, aż wreszcie zlekka wzdęty nakaże koniec biesiadzie. Ciepłe strumyki rozchodzą się po całem
Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/090
Ta strona została przepisana.