ciele, tysiącznemi korytami do serca i mózgu, do piersi i ręki biegnie od żołądka radosna wieść, dobra nowina: »jestem zdrów i pełen«. Serce chciało kochać i cierpieć, mózg — zwyciężać i ginąć, ręka — tworzyć i opadać; żołądek zmusił ich do milczenia, on sam tylko jest panem.
Dyrektor siadł. Czuł, że myśli, które w głowie ułożyły się w systemat i żądały wniosku, pierzchnęły, jakby wsiąkły w parę, buchającą z wazy i jak mgła rozprószyły się w nicość; czuł, że ten on, który z zimną krwią przykładał rewolwer do ust, wymykał mu się; napróżno go przywoływał; czuł, że gdyby nim był teraz, wśród żony i dzieci, udawałby tylko. Chciał się gniewać na siebie i oburzać — nie mógł.
Rozlano zupę. Żona wybrała mu najładniejsze i najcieńsze uszka. Machinalnie wziął łyżkę, zanurzył w talerz i poniósł do ust. Gorący, ostry, zaprawny korzeniami barszcz, jaki bardzo lubił, połechtał mu podniebienie. Myśli, które jak ćmy płomień otaczały go przed godziną, pierzchnęły jeszcze dalej; jeszcze jedna łyżka — już ich nie widać, tylko cień ich padał mu wciąż na duszę; jeszcze jedna — i cień zniknął, jak ostatnia chmura po letniej burzy.
Dyrektor się uśmiechnął: był to znak poże-
Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/091
Ta strona została przepisana.