oświadczył, że nie może nic dla mnie uczynić, albowiem skazany na śmierć z nikim, prócz dozorcy, widywać się nie ma prawa; ostatniego dnia wolno skazańcowi zażądać do celi, kogo zechce. Potem mi mówił, że moja chęć jest wysoce niehumanitarna: wyzyskiwać dla swego kaprysu tak wyjątkowe położenie człowieka. Czyż mu się zdawało, że ja chciałem tam studya powieściowe robić? Ja chcę zbogacić kodeks o jedną grozę nową, a znieść tę krew, która się tam leje. Bo kto wie... jeśli ten czas przedśmiertny jest straszną karą, to będzie można skazywać już nie na śmierć, lecz na krótszą lub dłuższą obawę śmierci. Oto skazujemy Pułkowskiego na 5 lat ciągłego lęku śmierci. Przez 5 lat w każdej chwili może wejść oprawca i zażądać swej ofiary, a ona przez 5 lat nie wie czy kat wejdzie — i umiera przy każdem skrzypnięciu rygli, przy każdym odgłosie kroków, — a jednak żyje.
Rekursu nie założył, zrzekł się więc już wszelkiej nadziei.
Chociaż mnie do więzienia nie wpuszczono, ale ja znajdę sposób. Tak mi się ten Pułkowski blizkim wydaje, tak znanym. Cóżby mi jego słowa powiedzieć mogły?
Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/103
Ta strona została przepisana.