— Żonkoś pewnie nawet nie wie, co to jest.
— Mówcież, bo się pogniewam, u furgonów mil beczek — miałem dobrze w głowie.
— Powiedzieć mu? zapytali jeden drugiego jednocześnie.
— Mów; i jeden nachylił mi się do ucha i zaczął szeptem: »pojedziemy do... Loli. »Loli« wrzasnął prawie na całe gardło.
Spojrzeli na mnie, jakby ciekawi wrażenia, jakie to na mnie wywrze. Przeszedłem ich oczekiwania.
— Pojadę z wami, rzekłem.
Była chwila zdziwienia; i za kawalerskich czasów chodziłem tam rzadko. Wnet posypały się zmieszane okrzyki radości i wybuchy śmiechu tem głośniejsze, że dwie butelki wódki były próżne, a piwo poodnosił już kelner, bo inaczej cały stół byłby zastawiony.
— Brawo! Dzielny chłop! To mi zabawa: zawieziemy żonkosia zdrajcę. Zapoznamy go z Lolą. Daj buzi! Jak Boga kocham, nie zbabiał!...
Pocałowaliśmy się.
Wyszliśmy z restauracyi, bo już nas przepraszano, że zakład zamykać muszą. Dorożka była tuż zaraz. Pojechaliśmy, ściskając się i całując z rozczulenia przez całą drogę.
Na miejscu nie zastaliśmy wiele osób. Było dość późno i dzień powszedni: pięć czy sześć dziewcząt, porozkładanych na fotelach w jaskra-
Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/128
Ta strona została przepisana.