Po ukończeniu gimnazyum, rozeszliśmy się. Studyowałem zagranicą, podróżowałem, długi czas mieszkałem na prowincyi; co się z nim działo, słyszałem tylko urywkami. Z trudem przeszedł przez wydział prawny, został adwokatem, gwałtowną mową w jakimś skandalicznym procesie zyskał sobie imię i wziętość. Pisał trochę; parę utworów jego czytałem; były może nie tyle piękne, ale tak osobliwe i niezwykle, jakich dotąd u nas nie spotykałem. Nawet urzędowa krytyka chwaliła go, choć nie zbyt chętnie. Lecz wszystko to były wspomnienia dawne. Od pięciu, sześciu lat straciłem go całkiem z oczu. Nikt prawie nie wiedział, co robi i gdzie się obraca.
I oto spotkałem go tam...
— Tyle lat, co za szczególny traf. Ale mówże, co się z tobą dzieje. Od nikogo wiadomości o tobie dostać nie można.
— Udzieli ci ich nawet szwajcar z przed bramy.
— Wiesz, nie przychodziło mi na myśl tu się o ciebie dopytywać.
— Tak, zawsze unikaliście tego, co z pierwszej ręki płynie.
Rozmowa nasza była co najmniej dziwną. Stałem też zmieszany prawie, nie wiedząc, czy się żegnać, czy dalej rozmawiać.
— Ale czegóż stoisz, siadaj.
Schwycił mię za rękę, aby przy sobie posa-
Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/131
Ta strona została przepisana.