Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/132

Ta strona została przepisana.

dzić. Po gwałtownem, nieelastycznem szarpnięciu poznałem, że musiał był pić dosyć.
— Albo po co tu, gdzie te małpy na nas patrzą. Weź klucz — zwrócił się do dziewczyny — i chodź z nami na górę, tylko każ przynieść piwa.
Zrozumiałem, że początek naszej rozmowy nie zdradzał wcale osobliwej ku mnie antypatyi. Ta szorstkość, prawie gburowatość, stała się zapewne jego manierą w stosunkach towarzyskich.
Dziewczyna wstała, aby spełnić polecenie. Zobaczyłem teraz, że była ubrana w półkrótki kostyum. Nogi w czarnych ażurowych pończochach delikatnemi liniami zarysowały się po kolana.
— Ładna, rzekłem odprowadzając ją wilgotnym wzrokiem.
— Ładna; ale co tam, zdechnie ta, to będzie inna.
Poszliśmy za dziewczyną. Z towarzyszami moimi nie pożegnałem się nawet. Od nowych wrażeń zaczynałem już trzeźwieć, towarzystwo ich znów stawało mi się wstrętnem. Byłem kontent, że przy kuflach o mnie zapomnieli.
Po chwili siedzieliśmy troje w jednym z tych małych pokoików na trzeciem piętrze, jak zawsze w takich domach. Przed nami na stole paliła się lampa, naokoło obstawiona butelkami,