które wniósł posługacz. Za wychodzącym nasza gospodyni zamknęła drzwi na klucz. Potem zdjęła stanik i chciała odwiązywać spódnicę; gotowała się widać na zabawę. Jerzy przerwał jej i podchodzącą ku nam podniósł w górę, i nieruchomą, zduszoną posadził sobie na kolanach. Piwo było w naszych trzech szklankach.
— A ty ciągle to samo; pisujesz do dzienników?
— Tak, jestem współredaktorem Przeglądu;
— Cóż? Podobają ci się twoje artykuły, co?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
— Przecież mój drogi, nie są gorsze...
— Tak, tak, ale pocóż je pisać? Niby nie wiesz, co się robi z zeszłotygodniową gazetą. Więc ty nie wstydzisz się pisać po to, aby inni... Wybuchnął głośnym pijackim śmiechem.
— Przyznam ci się...
— Tak, tak, przerwał spieszniej, niewłaściwe żarty; obraź się, obraziło się już tylu; dlaczego ty masz być wyjątkiem? Tak, obrażać ci się wolno, tylko nie wolno ci udawać, że wiesz, poco pracujesz. Ot, jak stare konie w kieracie, jeden za drugim ślepy, zawsze w kółko obraca swe jarzmo i powiada: pracuję dla ludzkości, dla kraju, dla rodziny... Kłamstwa, kłamstwa!
Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/133
Ta strona została przepisana.