Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/134

Ta strona została przepisana.

Rysiński milczał chwilę, patrząc bez wyrazu przed siebie, jak gdyby szukał słów, które oddawna miał w pogotowiu, tylko gdzieś nagle ich zapomniał.
— Rozgłos, pieniądze, nic, błahostka, choćby chęć droższej kolacyi, to was pcha da roboty. Praca dla innych, altruizm, ha, ha! Człowiek, któryby chciał być altruistą, musiałby od tego zacząć, żeby przestał istnieć. Spróbuj pracować, gdyby każde słowo prawdy — tej prawdy, która wiesz, że nie istnieje — miało cię kosztować jedną ranę. Co? Pracowałbyś? Ale dla was to waryackie myśli; wy macie swoje teorye, zgodności społeczne: jednostka i ogół, egoizm i altruizm, wszystko się ze sobą godzi; jednego mniej, drugiego więcej, a zawsze jakieś ciasto wyjdzie. Istne z was centaury. Głowy kawałek w was ludzkiej, lub małpiej, lecz reszta nawet nie końska, ale świńska. I wy się macie za ludzi, za całych ludzi, kiedy zręczny nóż tak zawsze wykroić was może, że wam człowieka wytnie, a zwierzę na cztery wiatry światu puści!.. Ale krótki macie wzrok, nie widzicie własnych racic. Dla kawałka ludzkiej głowy brać się za człowieka, to zabawne! Zaśmiał się serdecznie.
— Może swoje postępowanie wystawiasz za wzór ludzkiego życia, odparłem trochę zirytowany.