szczęśliwi jak ona, stawali się też, jak ona, cisi.
Położył się na wznak, głowę na jej kolanach. Na tle jasnego błękitu widział nad sobą owal jej twarzy i złote płomyki jej włosów. Otulało ją powietrze błękitne, rozgrzane, przenizane nitkami światła i czyniło ją samą podobną do światła. Cisnęła się do niej zieleń murawy, wszystko się ku niej chyliło miłośnie.
— Śliczna ty moja — szepnął.
Uśmiech radości przeleciał po niej. Nakryła mu jednak usta dłonią. Od dotknięcia tej ręki gładkiej a drżącej, jak schwytany ptak, przebudziły mu się w krwi ogniki. Spojrzał na nią. Rumieniec ją oblał. Odwróciła od niego oczy, czuła na sobie jednak wzrok gorący, nieruchomy, chciwy.
— Nie patrz na mnie, nie patrz...
Uniósł się na rękach i schował głowę na jej piersiach; w skroniach i czole czuł dreszcz i ciepło.
Ujęła mu głowę w ręce, odsunęła od siebie nieco i patrząc prosząco, a zalotnie w oczy, powiedziała pieszczotliwie:
— Kochany mój, nie... nie, drogi.
I pocałowała go w usta.
Wstał na chwilę, wyprostował się, usiadł obok niej.
— Chodźże bliżej.
Przybliżył się. Podjęła kapelusz pilśniowy,
Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/146
Ta strona została przepisana.