Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/169

Ta strona została przepisana.



Ubogie mieszkanie studenckie w Paryżu; drzwi w głębi; z prawej strony dwa łóżka ustawione jedno za drugiem. Szafa, ubrania męskie i kobiece zasłonięte płótnem. Na lewo na przedzie stół, dwa krzesła i kanapka. W tylnej części ściany mała kuchenka. Ciepły letni zmierzch, pełen różowych odblasków zachodu zapada zwolna.
Przy stole na kanapce siedzi Zofia, zamyślona lecz pogodna, zajęta szyciem, które pozornie pochłania jej uwagę.
Drzwi w głębi otwierają się: wchodzi Karski — z wyrazem znużenia i zdenerwowania na twarzy.
ZOFIA [obracając się ku wchodzącemu, z uśmiechem]. Tak późno wracasz, jedyny?
KARSKI [wita się z nią pobieżnie i siada przy niej na kanapie]. Miałem dużo roboty i niesporo mi idzie. Ciężko mi jeszcze pisać po francusku.
ZOFIA [troskliwie]. Zmęczony jesteś? Jak ty źle wyglądasz?
KARSKI [znużonym głosem]. Tak. Zmęczyłem się trochę, bom szedł najpierw odwiedzić Henryka — wiesz Rzeckiego, ale później rozmyśliłem się i znów odłożyłem na później. Czas jeszcze. Przysporzyło mi to jednak drogi.