Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/173

Ta strona została przepisana.

ale tu... A zresztą to zabawne tak liczyć te susy. Nigdy nie umiałam tego dawniej, a już się wyuczyłam. Widzisz, jaka Zońka twoja pojętna. I jeszcze bym ci coś powiedziała, ale ty się będziesz śmiał ze mnie.
KARSKI [stając przed nią, miękkim, kochającym głosem]. Z ciebie, duszo moja, z ciebie?
ZOFIA [nieśmiało]. Widzisz — mnie się czasem zdaje, że to dobrze, że my jesteśmy w biedzie. Już za nic bym nie chciała, abyś ty był bogatszy od Andrzeja. Nie, nie. Ja mogę być wesoła, lekkomyślna i bardzo niemoralna, ale ja wiem, wiem bardzo dobrze, że to jest źle, źle to wszystko, co ja z tobą zrobiłam. Nie śmiej się z tego, bo to jest wielki grzech. Mówił mi to jeszcze ksiądz na spowiedzi, nimem ciebie znała. Może ta bieda nasza będzie mi za pokutę policzona. [Z pewnym przymusem]. No, nie śmiej się.
KARSKI [chodząc po pokoju]. Jaki ja jestem podły, podły! Ja wiem, tyś wszystko poświęciła dla mnie: religię twoją, opinię, przyszłość, bogactwa; narażasz się na zniewagi, na głód — dla mnie, wszystko dla mnie; a ja co, co ja ci dałem? [szyderczo] Ja mam przygodę miłosną. Nic dla ciebie zrobić nie mogę, nawet zapracować nie mogę tyle, żebyś ty biedy nie cierpiała, [jakgdyby z trudem mówiąc]. Wiesz, obcięli mi połowę godzin w redakcyi. Ośmdziesiąt fran-