ANDRZEJ [z uczuciem głębokiego bólu]. Nie?... Więc tyś mnie nie kochała — to był fałsz, twoja miłość, twoje szczęście, uśmiechy, wesołość, pustota. To była komedya, twoja radość, te podróże nasze... Jak dziecko nosiłem cię na rękach. Przytulałaś się do mnie, zarzucałaś mi ręce na szyję. To była komedya.
ZOFIA [jednocześnie, przyciszonym głosem]. Tyś był bardzo silny, Andrzeju.
ANDRZEJ. To wszystko komedya. Więc ty nie byłaś szczęśliwą ze mną? Powiedz, powiedz!
ZOFIA [bardzo smutnie]. Szczęśliwą? tak mi się może zdawało niegdyś; nie, nie było we mnie fałszu, choć dziś wiem, że nie byłam szczęśliwą. Ale ja i tu nią nie jestem.
ANDRZEJ. Nie byłaś szczęśliwą... Czemu? czemu? Co ja ci zawiniłem Zofio?
ZOFIA [głośniej, szczerze]. Andrzeju, ty nie gardź mną. Ty nawet nie wiesz, jak ja cię szanuję. Mnie dużo, dużo mówiono o tobie, jeszcze nim byłam twoją żoną. Mnie taki wstyd ogarnia, kiedy ja o tobie pomyślę. Ale ja nie mogłam; ja wiem, tyś był taki dobry dla mnie, otoczyłeś mnie bogactwem, przepychem...
ANDRZEJ [pół szyderczo]. Ty myślisz, że chciałem cię kupić...
ZOFIA ...ja tobie zawdzięczam wszystko. Byłam biedną głupią panienką. Ty z twojem nazwiskiem, twojem znaczeniem, tyś mógł się
Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/189
Ta strona została przepisana.