1676 i 1710 morowe powietrze grasujące w Małopolsce i na Rusi Czerwonej, zawitało do Sącza i wyniszczyło w nim całą prawie ludność. OO. Norbertanie i Franciszkanie ratowali jak mogli chorych zapowietrzonych, dodawali otuchy słowem bożem i opatrywali św. Sakramentami konających. Kilku też z nich służąc zadżumioym, padło ofiarą swego poświęcenia. Po dziś dzień w Librantowej większej stoi przy drodze stara kapliczka[1], z sygnaturką wśród rozłożystych dębów; nagrobek to zmarłych na posłudze zapowietrzonym i pochowanych tamże Norbertanów sądeckich.
Po tylu klęskach i nieszczęściach Nowy Sącz poszedł torem innych miast polskich, zubożał i opustoszał, z obronnego grodu stał się nędzną mieściną. Po ostatnim pożarze odbudowano zaledwie kilka domów
- ↑ Wystawiona 1632, odnowiona 1871 r.; dzwonek sygnaturki nosi napis: S. Nicolaus 1691.
„Upadek Chrystusa pod krzyżem,“ słynna z tego względu, że w czasie pożaru, w ogniu będąc nie zgorzała, a pewien ciemny żebrak siadujący przy niej; wzrok odzyskał.