Cny narodzie! wy, siedząc przy ojcowskim stole,
Tam, gdzie wszytek niebieski zbór używa w kole,
Złączacie swój wdzięczny głos z gęślami mownemi,
Przypominając bogom to między inszemi,
Jako skrzętny Encelad, Mimas niezmierzony,[1]
Zuchwalec Porphyrion, Rhoteus nieskrócony,
Dziewięsił[2] Briareus i Typhon storęki
Chcieli z drugimi braty do nieba przezdzięki,[3]
Góry na góry kładąc, i tak blizko byli,
Że już twardymi dęby w jasną bramę bili.
Prózno to; strach był w niebie i trwoga niemała.
Ale naduższy olbrzym co Bogu udziała?
Tu w szczerym dyamencie Mars ogromny stoi
Z mieczem na obie ręce; tu w ognistej zbroi
Wulkanus, przy nim Juno nieprzewyciężona
I tarczą nieprzebitą Pallas zasłoniona;
Byłeś i Ty Apollo, nad zastępy śmiały,
Wyniszczyłeś do czysta sajdak pełnostrzały.
Nakoniec sam Jupiter, gniewem poruszony,
Wziął w rękę ostry piorun, piorun niezgaszony,
Niepochybny, niezłomny, którym więc, rzecz tęga,
Przez ziemię aż do piekła ostatniego sięga.
Tym uderzył w pośrzodek zuchwalców swowolnych
A ci na szyję spadli aż do krajów dolnych;
Tamże je roztrzaśnione góry przywaliły,
Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 059.jpeg
Ta strona została przepisana.