Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 086.jpeg

Ta strona została przepisana.

Bachus był na mię łaskaw i żadnej biesiady
Nigdy nie miał beze mnie, mogę rzec, i rady.
Kiedy niósł Aryadnę, jam tuż przed nim siedział;
Com też sobie pomyślał, Bache! byś był wiedział.
Za czasem poginęli ci bożkowie mali,
Myśmy się też po gęstych lesiech rozstrzelali.
Nakoniec jam się okrzcił i szedłem w te kraje,
Gdziem zastał, mogę tak rzec, święte obyczaje.
Nie było tej chciwości, która dziś panuje,
Tak, iż małe i wielkie jednako frasuje.
A jako się dziś ludzie za pożytek jęli,
Tak naonczas wszyscy się do sławy cisnęli,
Której nie drogim trunkiem, ani półmiskami,
Ale znacznemi chcieli zyskać posługami.
Więc iż łakomstwa nie niósł on wiek starodawny,
Nie był żaden prokurat[1] między niemi sławny;
Bo nie statutem, ale cnotą się rządzili,
Strzegąc, jakoby zawżdy w spólnej zgodzie żyli.
Teraz, jako w pieniądzach ludzie smak poczuli,
Cnota i przystojeństwo do kąta się tuli,
A ich plac niewstydliwa potwarz zastąpiła,
Na co trzeba statutów i rzeczników siła.
A onych jakobyśmy tu przepomnieć mieli,
Którzy ani sieść za stół z podejźrzanym chcieli?
Obrus przed nim rzezali, talerz nożmi kłoli,
Jeśli nie chciał ustąpić, musiał poniewoli.
Dziś niech jawnie kto zbija, niech zdradza, niech kradnie,
Forytarza[2] dostanie, jako czego snadnie.

  1. rzecznik, adwokat.
  2. protektora, obrońcę.