Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 274.jpeg

Ta strona została przepisana.

Mężnieś z króla polskiego hufy postępował,
A gwiazdyś sprzyjaźliwe sobie obiecował.
Tobie w ręce sam prawie Bóg tam był broń podał,
Ciebie śrzodkiem i z swojem naczyniem być przyznał,
Którym harde chciał krócić, butnym rogów przytrzeć,
Morderca dusz niewinnych z liczby żywych wytrzeć.
Gdzieś ty więc, Radziwile, w tej spólnej potrzebie
I przodków swoich sławnych, nawet i sam siebie
Nie wydałeś, ale już za początki temi
Prowadziłeś do końca rzeczy tryby swemi
I dzielnością, że już masz tak sławę uczciwą
Przez którą ludzie godni i po śmierci żywą.
Niech przypomnię, gdy twego ojca tak sławnego,
I Bekiesza w rycerskich sprawach ćwiczonego
Król przed sobą był posłał, tyś trzeci przydany,
Przed nimiś mężnie przyszedł pod połockie ściany
Broniąc, by ludzi w zamek nic nie przybywało,
A z zamku aby ich też nic nie ubywało.
Nie śmiał się tam wychylić z bystrego Sokoła
Mężny hetman Szeremet, krył się prawie zgoła.
Szczęście się to gryfowi, jak baczę chowało,
Nie zajrzał[1] orzeł, gdyż mu z gardło[2] się dostało.
Tam Kniaź Połocko stracił, Sokół z perzynami
Aż pod niebo wyleciał wespół z obrońcami.
Susza wyschła, Sytna zbył, Krasne padły ściany,
Turowla już nie jego, Nieszczerda, Kosiany.
Szczęśliwy Radziwile, miałeś chętne bogi,[3]
Od których upominek odniosłeś z tej drogi;

  1. nie zazdrościł.
  2. t. j. tyle, ile gardło orła może pomieścić.
  3. następujące czternaście wierszy są powtórzeniem wierszy znajdujących się w „Epithalamium” na wesele Radziwiłła.