Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.2 117.jpeg

Ta strona została przepisana.

I kamień[1] stał i koło,[2] stały rzeczne brody,
Wtenczas głodny Tantalus załapił kęs wody.

Owa tak długo śpiewał muzyk on ubogi,
Że musiał mieć na koniec po swej myśli bogi;
Idzie nie patrząc nazad, a tuż po nim żona,
Bo mu ją tym sposobem[3] dała Persephona.

A gdy już był u wierzchu, gdzie naprzykrsza[4] skała,
Jął sobą trwożyć, by mu jako nie ustała;
Jednym razem miłość mu baczenie odjęła, —
Stanął i obejźrzał się: pani w tem zniknęła.

Więc dopiero chce gonić, a ona nieboga:
Cóźeś i mnie, i sobie uczynil, prze Boga?
Nieszczęśliwyś ty, i ja, biedna białagłowa;
Ostatniego nieborak nie dosłyszał słowa.

I chciał się znowu przewieść, ale Charon srogi,
Na prośbę nic nie dbając, bronił gwałtem drogi;
Już nazad nie chodź, Orpheu, nie umiałeś chować,
Żeś się i sam wrócił, możesz Bogu dziękować.

Cały tydzien nieborak tam na brzegu siedział.
A o żadnym pokarmie i o snie nie wiedział:
Troska i płacz serdeczny jego karmie były,
Po tej szkodzie, już nigdy świat mu nie był miły.

Lecz ja nie wiem, przecz na tę śmierć tak narzekamy,
Gdyż jednak nic na ziemi wiecznego nie znamy,

  1. Syzyfowy.
  2. w które wpleciony był Iksyon.
  3. pod tym warunkiem.
  4. forma skrócona dla miary wiersza.