Czemuś Panie odstąpił? czemuś twarz Swoję
Odwrócił precz odemnie w doległość[1] moję?
Gdy zły człowiek przewodzi, gdy jarzmo kładzie
Na ubogie, — bodaj sam zginął w swej radzie.
Skąd pocznę? gdzie dokonam? nie Bóg u niego,
Ani przystojność ważna; ale co jego
Duszy miło, co ciału jego smakuje,
To chwali, to nawiętszem dobrem szacuje.
Takim będąc, z takimiż i spółki wiedzie;
Żadna muzika, żadna pieśń przy biesiedzie
Wdzięcznej mu w uchu nie brzmi, jako bluźnienie
Przeciw Panu: to słyszeć, jego zbawienie.
Pychy pełen, nietylko ludźmi brakuje,[2]
Ale i Boga sobie lekce szacuje;
Bezbożne myśli jego, sprawy brzydliwe,
Bo nie pomni na sądy Twe sprawiedliwe.
Nieprzyjaciela swego, szczęściem pijany,
Dmuchnieniem chce porazić: wiek nieprzetrwany
Nie ruszy mię (powiada), tak mocno stoję;
Szczęścia, przygód, odmiany, — nic się nie boję.
Usta jego przeklęctwa pełne i zdrady;
Język roztyrki sieje i krwawe zwady;