Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 104.jpeg

Ta strona została przepisana.


Tedy się już nie uznają,
Którzy w złościach rozkosz mają?
Którzy brzuchy swe niemierne
Tuczą, jedząc ludzi wierne?

Nigdy nie wzywali Boga,
Przeto przyjdzie na nie trwoga:
Choć nie będzie nic strasznego,
Będą się bać cienia swego.

Pan niebieskich wysokości
Zetrze ich przeklęte kości;
Będą wstydem ogarnieni,
Bo u Pana są wzgardzeni.

Gdzieś[1] to ta pożądna zorza
Wyniknęła rychło z morza,
Gdy też nas z ciężkiej niewoli
Pan nasz i Bóg nasz wyzwoli.



PSALM LIV.


Deus, in nomine Tuo salvum me fac.


Mocą imienia Swego i swej wszechmocności
Wybaw mię sługę Twego z mych niebezpieczności.
Usłysz modlitwy moje, Boże niezmierzony,
A przyjmi w uszy swoje głos mój utrapiony.

Bo się na mię zwaśnili ludzie zazdrościwi,
By mię gardła zbawili,[2] na to sami chciwi.

  1. gdyby.
  2. pozbawili.