Świętobliwe Twe drogi, wszechmocny Boże!
Tobie świat nic równego podać nie może;
Okazałeś swą możność i dziwne siły,
Kiedyś z Egiptu wywiódł swój naród miły.
Widziały Cię, o Boże, wody, widziały
I lękły się, a morskie przepaści drżały.
Chmury z hukiem linęły[1] deszcz niesłychany,
Linęły grad gwałtowny z wichrem zmieszany.
Twoje ogniste strzały, Twe straszne gromy,
Latały, a niebieskie trzaskały domy.
Roiły się po niebie w krąg łyskawice,
A strach zdejmował wszytki ziemskie granice.
Na morzu ścieżki Twoje, na wodach drogi,
Ale nie poszlakował[2] żaden Twej nogi;
Przewiodłeś, jako stado, za Mojżeszowym
I za powodem, lud swój, Aaronowym.
Słuchaj, wierny mój zborze, otwórz uszy swoje,
A do serca poważne przypuść słowa moje.
Dziwne gadki wam powiem, dziwne przypowieści,
Lecz, jako dziwne, tak też i prawdziwe wieści,