Niech mu wdzięczność okażą, Imię Jego chwaląc,
I zasłużone ofiary paląc.
Którzy w przeważnem drewnie[1] po morzu żeglują,
A swe potrzeby pławem sprawują,
Ci umieją powiedzieć o Pańskiej możności
I cudach Jego na głębokości.
Kiedy każe, wnet wiatry wstaną popędliwe,
Alić już morze skacze gniewliwe,
A nawę to do nieba wełny[2] wymiatają,
To zaś w przepaści ślepe spuszczają;
Żeglarzom twarzy bladną, serce zjął strach srogi,
Odjął i ręce, odjął i nogi;
Taczają się, pijanym podobni, mądrości
Nie stawa przeciw morskiej srogości.
Ci do Pana wołali, a Pan w ich frasunku
Prędkiego smutnym dodał ratunku:
Stanął wiatr, może spadło, żeglarze ożyli,
Nawę do portu zdrową przybili.
Niechajże wielką Jego dobroć wyznawają
I sprawy światu opowiadają;
Niech Go chwalą, gdzie ludu zbór nawiętszy będzie,
Niech go nie milczą, gdzie rada siędzie.
Tenże rzeki osusza i zbiegłe strumienie
Niewymacanym ponikiem żenie,[3]
Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 204.jpeg
Ta strona została przepisana.