Strona:PL Janusz Korczak - JKD - Dziecko w rodzinie.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

nek dzieci do dorosłych jest chłodny, te patologicznie kaprysne dzieci pogardzają i nienawidzą swego otoczenia. Nierozumną miłością można katować dzieci; prawo winno je wziąć pod opiekę.

81. Przystroiliśmy dzieci w uniform dziecięctwa i wierzymy, że nas kochają, szanują, ufają, że są niewinne, łatwowierne, wdzięczne. Gramy bez zarzutu rolę bezinteresownych opiekunów, rozrzewniamy się myślą o ponoszonych ofiarach i, rzec można, dobrze nam jest z niemi do czasu. One zrazu wierzą, potem wątpią, usiłują usunąć zakradające się podstępnie podejrzenia, niekiedy próbują z niemi walczyć, a widząc bezowocność walki, zaczynają nas zwodzić, podkupywać, wyzyskiwać.
Wyłudzają prośbą, wdzięcznym uśmiechem, pocałunkiem, żartem, posłuszeństwem, kupują za czynione nam ustępstwa, zrzadka i taktownie dają do zrozumienia, że mają pewne prawa, niekiedy dokuczliwością wymuszą, niekiedy otwarcie się pytają; a co wzamian dostanę.
Sto odmian uległych i zbuntowanych niewolników.
— Nieładnie, niezdrowo, grzech. Pani mówiła w szkole. Oj, żeby to mamusia wiedziała.
— Jak nie chcesz, to możesz sobie iść. Twoja pani taka mądra, jak i ty. Niech sobie mama wie: i cóż mi zrobi?
Nie lubimy, gdy strofowane dziecko „mruczy coś pod nosem“, bo w gniewie cisną się na usta szczere słowa, których nie jesteśmy ciekawi.
Dziecko ma sumienie, ale jego głos milczy w drobnych codziennych utarczkach, natomiast wypływa tajona niechęć do despotycznej więc niesprawiedliwej władzy silnych, więc nieodpowiedzialnych