Strona:PL Janusz Korczak - JKD - Dziecko w rodzinie.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

Każą mówić prawdę, a jak powiedzieć, to się obrażają. Oni są fałszywi: w oczy mówią co innego, a za oczy też co innego. Jak kogoś nie lubią, to udają, że lubią. Ciągle tylko: „proszę, dziękuję, przepraszam, kłaniam się“, myślałby kto, że naprawdę.
Usilnie proszę zwrócić uwagę na wyraz twarzy dziecka, gdy wesoło biegnie, w zapale powie lub zrobi coś zdrożnego, i nagle zostaje ofuknięte brutalnie.
Ojciec pisze; dziecko przybiega z nowiną i chwyta go za rękaw. Ono ani przeczuwa, że zrobi się kleks na ważnym dokumencie. Zgromione patrzy pełnym zdumienia wzrokiem: co się nagle stało?
Doświadczenie paru niestosownych pytań, nieudanych żartów, zdradzonych tajemnic, niebacznych zwierzeń, uczy dziecko odnosić się do dorosłych, jak do oswojonych ale dzikich zwierząt, których nigdy nie można być dość pewnym.

83. Prócz lekceważenia i niechęci, w stosunku dzieci do dorosłych można się dopatrzeć i pewnego wstrętu.
Koląca broda, szorstka twarz, zapach cygara, urażają dziecko. Po każdym pocałunku sumiennie twarz wyciera, dopóki nie zabronią. Większość dzieci nie znosi, gdy brać je na kolana; gdy je weźmiesz za rękę, łagodnie powoli ją usuwają. Tołstoj zauważył tę cechę wiejskich dzieci, jest ona właściwa wszystkim, nie zdeprawowanym, nie zahukanym w uległości.
O odorze potu, silnym zapachu perfum dziecko z obrzydzeniem mówi: „śmierdzi“, dopóki nie pouczą, że to brzydki wyraz, że perfumy pachną, tylko ono się nie zna…