Strona:PL Janusz Korczak - JKD - Dziecko w rodzinie.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

liśmy się. Z człowiekiem walczymy bezskutecznie, bo nie znając go, nie umiemy sharmonizować z nim życia.
Sto dni prowadzi do wiosny. Jeszcze niema ani jednego źdźbła trawy, ani jednego pąka, ale w ziemi i korzeniach jest już rozkaz wiosny, która w ukryciu trwa, drga, tai się, czai, wzbiera — pod śniegiem, w nagich konarach, w mroźnym wichrze, by nagle wybuchnąć rozkwitem. Tylko powierzchowne badanie widzi nieład w zmiennej pogodzie marcowego dnia, tam w głębi jest, co logicznie z godziny na godzinę dojrzewa, gromadzi się i szereguje, my tylko nie wyodrębniamy żelaznego prawa astronomicznego roku od jego przypadkowych, przelotnych skrzyżowań z prawem mniej znanem lub nieznanem wcale.
Niema słupów granicznych między okresami życia, my je stawiamy tak, jak pomalowaliśmy mapę świata na różne kolory, ustawiwszy sztuczne granice państw, zmieniając je co lat kilka.
— Ono z tego wyrośnie, to wiek przejściowy, to się zmieni, i wychowawca z pobłażliwym uśmiechem czeka, aż szczęśliwy przypadek pomoże.
Każdy badacz kocha swą pracę za mękę poszukiwań i rozkosz walki, ale sumienny nienawidzi ją — obawą błędów, które niesie, pozorów, które stwarza.
Każde dziecko przeżywa okresy starczego znużenia i pijanej pełni czynności życiowych, ale to nie znaczy, że należy ulegać i ochraniać, nie znaczy, że należy walczyć i hartować. Serce nie nadąża za wzrostem, więc dać mu spoczynek, a może pobudzać do żywszego działania, by wzmocniło się, wzrosło. To zagadnienie można rozwiązać tylko w każdym przypadku i w danym mo-