Strona:PL Janusz Korczak - JKD - Dziecko w rodzinie.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

przód — wie, ale niema pewności, przynosi pomoc, ale nie daje gwarancji…
Zamiast mężnie stwierdzić: wychowanie dziecka, to nie miła zabawa, a zadanie, w które trzeba włożyć wysiłek bezsennych nocy, kapitał ciężkich przeżyć i wiele myśli…
Zamiast przetopić to w ogniu uczucia na rzetelną świadomość, bez złudzeń, bez dziecinnego zadąsania i samolubnej goryczy, ona może dziecko wraz z piastunką przenieść do odległego pokoju, bo „niezdolna patrzeć“ na cierpienie maleństwa, „niezdolna słuchać“ bolesnego wzywania, może znów i znów zwoływać lekarza i lekarzy, nie zdobywszy żadnego z doświadczeń, tylko zmaltretowana, oszołomiona, ogłupiała.
Jak naiwną jest radość matki, że rozumie pierwszą niewyraźną mowę dziecka, zgaduje przekręcone i niedomówione wyrazy.
Dopiero teraz?… Tylko tyle?… Nie więcej?
A mowa płaczu i uśmiechu, mowa spojrzenia i skrzywienia ust, mowa ruchów i ssania?…
Nie zrzekaj się tych nocy. One dają to, czego nie da książka, niczyja rada. Bo tu wartość nietylko w wiedzy, ale w głębokim przewrocie duchowym, który nie pozwala powracać do jałowych rozmyślań: co byćby mogło, co być powinno, co byłoby dobrze, gdyby… ale uczy działać w warunkach, które są.
Podczas tych nocy urodzić się może cudowny sprzymierzeniec anioł-stróż dziecka, — intuicja macierzyńskiego serca, jasnowidzenie, na które się składają: badawcza wola, czujna myśl, niezaćmione uczucie.

14. Bywało tak niekiedy: wzywa mnie matka.