Strona:PL Janusz Korczak - JKD - Dziecko w rodzinie.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

zadrukowana bibuła, było objawieniem, a nie produktem badania — tylko czyjegoś, nie mojego, czynionego gdzieś nad kimś, a nie dziś, nad mojem dzieckiem.
A szkoła wyrobiła tchórzostwo, obawę, by nie zdradzić się, że nie wiem.
Ile razy matka, spisawszy na kartce pytania, które chce zadać lekarzowi, nie zdobywa się, by je wypowiedzieć. A jak wyjątkowo rzadko da mu kartkę, — bo tam — „popisała głupstwa“.
Sama ukrywając, że nie wie, ile razy zmusza lekarza, by skrył wątpliwości, wahania, — by orzekł stanowczo. — Jak niechętnie przyjmuje szeroki ogół odpowiedzi warunkowe, jak nie lubi, gdy lekarz głośno myśli nad kołyską, jak często lekarz zmuszony by był prorokiem, — staje się szarlatanem.
Niekiedy rodzice nie chcą wiedzieć tego, co wiedzą — i widzieć tego, co widzą.
Poród w sferze, gdzie panuje fanatyzm wygody, jest czemś tak jedynem i złośliwie wyjątkowem, że matka kategorycznie żąda od natury sowitej nagrody. Jeśli zgodziła się na zrzeczenia, przykrości, dolegliwości ciąży i cierpienia porodu, — dziecko powinno być takie, jakiego pragnęła.
Gorzej: przywykłszy, że za pieniądze wszystko kupić można, nie chce pogodzić się z faktem, że istnieje coś, co może otrzymać nędzarz, czego nie wyżebrze magnat.
Ileż razy, w poszukiwaniu tego, co opatrzono na rynku handlowym wspólną etykietą „zdrowie“ rodzice kupują falsyfikaty, które bądź nie pomogą, bądź przyniosą szkodę.

18. Dla niemowlęcia pierś matki, bez względu na