Strona:PL Janusz Korczak - JKD - Dziecko w rodzinie.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

utraciwszy równowagę: mówi „boję się“ i niezmiernie ciekawy jest ten odruch lęku u istoty, tak dalekiej od rozumienia niebezpieczeństwa. Dajesz mu pierś, nie bierze, mówi: „nie chcę“. Wyciąga ręce po pożądany przedmiot: „daj“. Ustami krzywionemi do płaczu i ruchem obronnym mówi obcemu; „nie ufam ci“, niekiedy zapytuje matkę: „czy można mu zaufać“?
Czem jest badawcze spojrzenie dziecka, jeśli nie pytaniem: „co to“? Sięga po coś, z mozołem zdobywa, wzdycha głęboko, i tem westchnieniem ulgi mówi: „nareszcie“. Sprobuj odebrać, dziesiątkiem odcieni powie ci: „nie oddam“. Unosi głowę, siada, wstaje: „działam“, czem jest uśmiech ust i oczów, jeśli nie: „o, jak mi dobrze na świecie“.
Mową mimiczną mówi, mową obrazów i uczuciowych wspomnień myśli.
Kładzie mu matka płaszczyk, cieszy się, korpusem zwraca w stronę drzwi, niecierpliwi się, przynagla do pośpiechu. Myśli obrazami przechadzki i wspomnieniem doznanych na niej uczuć. Niemowlę przyjaźnie odnosi się do lekarza, ale widząc łyżkę w jego ręce, odrazu poznaje wroga.
Ono rozumie mowę, nie słów, ale mimiki i modulacji głosu.
— Gdzie masz nosek?
Nie rozumiejąc żadnego z trzech wyrazów, wie z głosu, ruchu warg, wyrazu twarzy, że żądają od niego danej odpowiedzi.
Niemowlę umie przeprowadzić bardzo złożoną rozmowę, nie umiejąc mówić.
— Nie rusz, powiada matka.
Ono mimo to sięga po zakazany przedmiot, wdzięcznie przechyla głowę, uśmiecha się, bada, czy matka