Strona:PL Janusz Korczak - JKD - Dziecko w rodzinie.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

łyka. Drugie, niegłodne, więc zaciska zęby, energicznie rzuca głową, odpycha, wypluwa, broni się.
A wychowanie?
Sądzić o dziecku z dwóch biegunowo różnych typów dzieci, to na zasadzie właściwości wrzątku i lodu mówić o wodzie. Skala ma sto stopni, gdzie umieścimy swe dziecko? Ale matka może wiedzieć, co wrodzone, co wypracowane z mozołem, — i winna pamiętać, że wszystko, co osiągnięte tresurą, naciskiem, przemocą, jest nietrwałe, niepewne, zawodne. A gdy uległe, „dobre“ dziecko staje się nagle oporne i krnąbrne, nie należy się gniewać, że jest tem, czem jest.

50. Wieśniak, wpatrzony w niebo i ziemię, płód i twór ziemi, zna zakres władzy człowieka. Koń bystry, leniwy, bojaźliwy, narowny; kura nośna, krowa mleczna, gleba żyzna i jałowa, lato dżdżyste, zima bez śniegu, — wszędzie spotyka coś, co można trochę zmienić lub sporo poprawić, doglądem, mozołem, batem, ale bywa, że niczem nie podoła.
Mieszczuch ma zbyt wielkie pojęcie o potędze człowieka. Kartofle nie obrodziły, ale są, trzeba tylko drożej zapłacić. Zima, kładzie się futro; deszcz, kalosze; susza, polewają ulice, aby nie było kurzu. Wszystko można kupić, wszystkiemu zaradzić. Dziecko mizerne, lekarz, źle się uczy, guwerner. A książka, mówiąc co czynić należy, daje złudzenie, że wszystko da się osiągnąć.
Jakże uwierzyć, że dziecko musi być tem, czem jest, że, jak mówią francuzi, ekcematyka można wybielić, ale nie można wyleczyć.
Pragnę odżywić dziecko chude, czynię to zwolna, ostrożnie, i udało się: zdobyłem kilogram wagi. Ale wy-