miejscach wrogiemi okrzykami i prowokacyjnemi wybuchami śmiechu. Sztukę — dzieło brutalnego infantylizmu i wisielczego humoru, upstrzone iście rabelesowską fantazją słowną, — odegrano — z trudem — do końca.
„Grrrówno! — Ładnie, mości Ubu! straszliwe z ciebie chamidło. — Iżbym cię nie zakatrupił, mościa Ubu. — Nie mnie, Ubu, ale kogo innego trzebaby zakatrupić. — Na moją zieloną świeczkę, nie rozumiem. — Jakto, Ubu, ty jesteś zadowolony ze swego losu? — Na moją zieloną świeczkę, grrrówno, mościa pani, juścić że jestem zadowolony. Jeszczeby nie: pułkownik dragonów, oficer przyboczny króla Wacława, kawaler polskiego orderu Czerwonego Orła i były król Aragonji, czegóż pani chcesz więcej?...“
Tak się zaczyna pierwsza scena tego nowego Makbeta, scena, podczas której sam wielki humorysta Courteline, jak tradycja niesie, wylazł zgorszony na krzesło i krzyczał: „Ha! czy wy nie widzicie, że autor ma was w .....?“. Wszedł w styl. A Lemaître wodził po sali wystraszonemi oczami, powtarzając: „To żarty, prawda?...“
Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/16
Ta strona została przepisana.