Strona:PL Jarry - Ubu-Król.djvu/44

Ta strona została przepisana.

Jarry zjawia się niespostrzeżony z rewolwerem w dłoni. „Niech pani pomyśli, lamentuje kobieta, że on mógłby zabić któreś z moich dziec! — Furda, sza-now-na pa-ni, rzekł flegmatycznie Jarry; gdyby się taka katastrofa miała zdarzyć, sporządzilibyśmy pani nowe“.
Kiedy raz szedł ciemną ulicą, przechodzień poprosił go o ogień. Jarry podsunął mu pod nos lufę rewolweru. „Służę panu“, rzekł do przerażonego mieszczucha.
Jest w tych rewolwerowych dowcipach Jarry’ego monotonia, która przejmuje podziwem dla cierpliwości ówczesnych paryżan. Pewnego dnia, w kawiarni, nie spodobała się Jarry’emu fizys jakiegoś gościa palącego spokojnie fajkę. Mierzy, strzela; kula, strzaskawszy fajkę, zbiła lustro. Poruszenie ogólne. A Jarry spokojnie zwraca się do młodej kobiety siedzącej obok i zagaja: „A teraz, skoro lody są złamane, rozmawiajmy...“ (Ale spostrzegam, że po polsku nie wychodzi gra słów, dla której był cały ten głupi figiel: po francusku la glace oznacza i lód i lustro).
Czasami dekadent ten miał spostrzeżenia uderzające swą bystrością. „Aeroplan — mó-