Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

wiło żądanie, więc jemu powierzono zaszczytną paradę. Wyruszył pan dyrektor niby na walną rozprawę, na podbój niechętnego ogółu. I poszło za nim przewidywane zwycięstwo. Ceremonja przeszła najśmielsze oczekiwania. Za pośrednictwem pana Pichonia udało się złożyć wybrańcowi hołd niebywały.
Żal nieistniejący i rzewność skostniała zostały godnie wyrażone. A zadanie było niełatwe, tymbardziej, że pompa miała za jednym zamachem zastąpić brak dotychczasowego uznania.
Szlachetna gawiedź jednogłośnie wielce sobie ceniła widowisko. Nawet zagranica wystąpiła z pochwałą. Udało się wzgardzonej, wyklętej jednostce dowieść, jak pożyteczne jej przedsięwzięcie i że na szczycie najwybredniejszych wymagań zostało zbudowane. Prawie wzór, nie dający się niczym prześcignąć. A prawdziwa zasługa, wszystkim oczom widoczna, musiała być należycie oceniona i sprowadziła rozejm między wrogiemi stronami, rozejm, będący zapowiedzią zgodnej, na wzajemnym wyrozumieniu opartej pomyślności. Odtąd w koniecznie ponurych wypadkach padało hasło, szemrane serdecznie, niby niewidzialny odpływ umartwienia, miłe łaskotanie ulgi: a teraz chodźmy do Pichonia!
W zdrowych blaskach powodzenia pan dyrektor nie gnuśniał, nie przeciągał się, a nawet i nie prostował. On jedynie zobowiązanie wypełniał, służbę czynił. Odkąd (może cokolwiek niebacznie) na znak przymierza dłoń białą, wątłą włożył w starca kościstą prawicę, wrażą dziewiczym losom rozkwietnio-