Snił dziwną parodję współczasów, bardzo śmieszną, tak śmieszną, jak może być tylko mżenie chorej nudy.
Widział pochód rzeczy dokonanych, wielki tryumfalny pochód.
A gdy mimo niego przechodzili, nie oddawał im czci wraz z rzeszą radujących się, gdyż senność wielką czuł w członkach i nie był zwyczajny w składaniu pokłonów, za co śmiercią go karali potężni królowie, a nieraz ćwiczyli ich dzielni wasale. Niejednokrotnie uchodził śmierci i dziś znowu stał blizko przy pochodzie żywych, patrząc na rzeczy dokonane, na żywe fakta. Gdy więc ujrzeli lice młode,
senne, wyjęli z jego piersi ostatnie dnie wiosny i odeszli.
On zaś widział dobrze, zblizka owe żywe rzeczy, które mu wiosnę zabrały, chociaż oczy jego wciąż patrzyły senne. Widział ich ruch celowy, pewny, ich byt stały, gdy wygniatał ślady w wilgnej ziemi, słyszał ich głos potężny, który szerokie piersi gór przetwarzały na motyw bojowych hejnałów. Całą czujność sennych oczu ku nim wytężył, patrzył przed nich i za niemi, wpadał w ich głąb i wylatywał nad głowy, krążąc z zadumą smutnych ptaków.
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.