Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

w wątpliwym wypadku rozstrzyga samoistnie pan dyrektor.
Jego bowiem dziełem ten ustrój wewnętrzny. Srogi to pan dla służby, rzadko kiedy poczciwie przemówi i nigdy człowiekowi prosto w oczy nie spojrzy. A jeśli zazezuje wypadkiem, to aż ciarki zamrowią się w krzyżach. Puści czarne, skośne gałki, niby żelazne, mroźne szczypce i z taką mocą, że zbira chwackiego wpół obejmie i zwali gdzieś w dół, do pierwszej lepszej trumny. Nie potrzebuje żadnym słowem rozkazywać, jeno chrząknie, a każdy swoje pojmie i chyłkiem wyczyni. Drży przy nim liczna czeladź, ale, że płaci porządnie, więc ciżba jest ochotnych do służby.
Wzorem pracowitości stał się dla swoich podwładnych, choć odrazu było widoczne, że w zawodzie frant nowy i niezwyczajny. W pierwszych dniach panowania poruszał się w własnym zakładzie ze zmaganym wstrętem, niepewnie. Było mu dziwnie w wyszczerzonym szpalerze skrzynek długich, z wieczkiem odsuniętym.
Doznał nawet upokorzenia ze strony figlarza nielada, jakim był stolarski czeladnik. Sporządzano skromną, sosnową trumnę. Od podwórza wtargnęła do wnętrza wróbli gromada, wśród trocin i wiórów wesoło się parpając. Młody spryciarz pojmał pierwszą z brzegu ptaszynę i cisnął w głąb pudła, zapuściwszy wieko. Struchlały niewolnik przycichnął. Czeladnik mozolił się, by na wierzchu papierowy krzyżyk przytwierdzić. Na znak, że się nie wzdryga ze swojemi współdziałać, pośpieszył pan Pichoń z po-