nąć, ale wczas zauważył, że stoi na błękitnym płótnie, zaścielającym cały pokój. Błękitność gdzieniegdzie nosiła zielone i czerwone plamki, fijoletowe żyłki i jakby grzebienie bronzowe. Jakieś początkowe litery i znaki. Tuż pod klęcznikiem, na wschód zwróconym, migotało białe, czyściutkie kółko, do którego ze wszech stron zbiegały się siatki linijek. Na pulpicie brudnego klęcznika leżał zwitek papieru, czarną wstążką owiązany. Wystawały poza jego brzegi zasuszone bratki. W rogach izby wystrzelały ku górze, niby ozdobne wieże wodne, na szczury wyniosłe łapki. Przedzgonne szuportanie się więźniów, to jedyny znak życia w tej krypcie.
Zakrzątnął się Taras koło łapek, oporządził z licznego ścierwa i z pośpiechem drzwi od nowa zatrzasnął. Postanowił już więcej tam nie zaglądać. Znaczenie ciemnicy pozostało dla niego nieodgadnione, tylko wsiąknęło w małą główkę podejrzenie, że z panem jego dzieją się rzeczy dziwne, rzecby można — prawie nieczyste. Określenie to jeszcze bardziej zaciemniło jego domysły, więc nie pozostało mu nic innego, jak przywrzeć pokornie do brudnego barłogu i słuchem szpiegować w noc późną dyrektora nieczyste historje.
Pan Pichoń zwykle późno wracał do domu. Po zamknięciu bowiem zakładu zwykł był wychodzić w miasto, na wieczerzę wstępując do drogich lokali, by wśród dobranych ludzi wystawić swą niezłomną wytworność. Było w tym trochę z leniwej chęci reklamy, podpartej przez igiełkowe zamiary złośliwej rozrywki. Nikt nie znał jego wyniosłości,
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.