lika tajemniczego dżentelmena. Temat poważnych roztrząsań mogła stanowić jedynie statystyka samobójstw lub nagłych wypadków śmierci. Ożywiał się pan Pichoń, słysząc, że nadprogramowo wyprowadził się z życia któryś z niepotrzebnych. Zdarzenia te wchodziły w zakres specjalnej jego umiejętności. Rosły więc zwarte pułki cyfr i zestawień, a pan dyrektor dowodził niemi, rozwijał je w przekonywujące kolumny, napadał znienacka lub też cofał się w podstępne pułapki, zasadzki. Na szerokim terenie rozwijała się strategja. Osądzano przeciętną śmiertelność w poszczególnych miastach, krajach. Dyrektor, z podełba zazierając, dowodził, że śmiertelność rośnie z pożytkiem dla narodów przeżytych, zatrutych we wszystkich ideach i sokach zdrowotnych. Kończył zwycięską apoteozą na rzecz śmierci, wyjątkowo pożytecznego i dodatniego czynnika w ustroju kosmicznym. Kiedy zaś już rozbudził należyty podziw i poszanowanie dla ogromu wiedzy oraz siły przekonań, nie omieszkał zgrabnie wtrącić, jaką jest jego rola na ziemi i skąd czerpie swoje dokładności i przeświadczenia. Oczywiste, że płoszył blednących słuchaczy, którzy, ze słodziutkim grymasem w kącikach źrenic, dziękowali apostołowi śmierci za pokrzepiające rekolekcje.
Z chwilą, kiedy Taras w dom jego się sprowadził, znikł w dyrektorze ten ostatni zapal do publicznych występów. Wcześnie wracał do swojej lepianki i cieszyło go, jak już zdaleka na moście przyjaźnie mrugały złote rzęsy, wysłane, niby z trójkątnego oczka opatrzności, przez lampkę kopcącą,
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.