ściło ją głucho na bezechową ruń. Przewdziane w tory zmroku wszczęły tajemnice dnia gwałtowne, uwielbiające, pobożne lamenty. Płcie wracały z odrobionych prac i zapadały na leże, gnane tęsknotą ciał. Drzewa zapanowały nad przestrzenią i grały wielką pantomimę potężnych ramion, błagalnych, skurczonych dłoni, dziecięcych zdławionych gardzieli. A obłąkana starowina nocka, rozpuściwszy rzadkie włoski siwych mgieł, wyczołgała się z pomiędzy oparów i, przykucnąwszy na rozłogu, jęła siać z rąk widłowatych błogosławione, lotne nasienie ciemnicy. Siała, kędy uszły zaginione jej syny i córy. I sączyły się żałobne fijolety, a nocne ptaki chwytały je na skrzydła, i wlekąc, roznosiły hen ku domostwom, kędy kwilić poczęły niemowlęta i kędy na poddaszu skwirczą ślepca skrzypki, gdzie chory chłopczyk był u nierządnicy i gdzie się tliło łuczywo pod wyschniętym stogiem, gdzie babunia kradła srebrniaki dla zgłodniałych wnucząt i kochała się panna młoda z obcym panem, gdzie szaleniec zawisł u szpitalnej kraty...
A świerk stary opodal wzniósł swój chudy, sterczący konar i rozumnym giestem osądził: być może.
A nocka błogosławiła, siejąc nasienie ciemnicy.
Miał iść. Jeno nie mógł zapomnieć chłopczyka w aksamitnej sukience, którego spotkał przed laty w ogrodowej alei. Chłopczyk ciągnął pręcikiem prostą, długą linję w piasku ścieżki. On szedł za chłopczykiem i wstępował stopą w linję, wgniatając ją w ziemię. Tak dla żartu. A gdy ujrzał aksamitny
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.