Stąd jedynie może przyjść dla ciebie wybawienie. Inaczej marnie zginiesz, jak wszyscy inni, jak, naprzykład, ja zginę. Ze zbawcami temi pomówię, może do swej łaski ciebie przyjmą, a ty słuchaj pilnie!“
Straż nocna przeszła, więc się do jamy schronili. Tu wszczyna pan Pichoń szeptane pytania:
— Wielce szanowni panowie, nie dla siebie was nagabuję. Zgodnie z waszym życzeniem zerwaliśmy stosunki. Nie napieram się i do kogo innego idę na służbę. Dla tego oto synka proszę was o posłuchanie. Nie moja to latorośl, ale mnie podobna, sercu memu blizka. Możecie go ocalić z rąk tyrana, któremu ja poddać się muszę. Jeżeli nie chcecie przemawiać, znak tylko dajcie, że go w opiekę przyjmiecie, że życzliwi będziecie jego losom. Nic ponadto. Cóż panowie?
Posągi milczą.
— Hej! niedobrze panowie, żeście tacy zawzięci. Czas mi już odchodzić.
Zniecierpliwił się Franek. Jego pan prosi grzecznie, delikatnie, a te kamienne ciemięgi nie pisną, nie mrukną. Licho wie, czy się który po cichu nie natrząsa. Bierze Frania chętka, by którego z nich zamalować. Kamienie od czego? W kieszeń sięga.
Pan Pichoń przykląkł. Kaje się. Wszak wyrozumieć zechcą, że żałobnego zakładu dyrektor nie dla siebie wnosi prośbę. Do najbliższego z proroków ręce wyciągnął, jemu powierza wychowanka.
„Homo vigilans“ jest wielce znużony, zanim odej-
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.