Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

dzie, łaski pragnie. Głos podniósł ponad kanałów szemranie. W błocie obabrany, żarliwie się modli:
— Panie! zaklinam ciebie...
Żal przeogromnie w nim się rozwielmożnił. Słowa więzione z ust mu uciekają.
— Zaklinam ciebie przez wonne łkanie zdeptanego pęku,
przez burzę dzwonów pogrzebów płakanych,
przez szał organów płonącej świątyni,
przez bunt kurzawy pijanych orkanów,
przez obłęd dymów zagrzebanej wioski,
przez żar odddechów przebrzmiałej piosenki,
przez litość ciszy w spowiedzi wieczorów,
przez żal konarów za pieszczotą wiosny,
przez pojęk mewy, ciągnionej w odmęty,
przez szept oddali, zaprzedanych mrokom i przez złowieszcze stawisk mamrotanie —
O bądź łaskawy nad wielkością mych pragnień i nad ciężarem troskań bezlicznych, wiekuistych!
Znaj miłosierdzie zbawionych grzeszników, znaj głód pytania wędrownych pasterzy — i przemów —
Świsnął pocisk kamienia w powietrzu. Nie może usłyszeć pan dyrektor, zatopiony w sztucznym układaniu wzniosłego modlenia. Zauważył tylko, jak olbrzym głowę poczciwą nachyla, znak daje, usta w życzliwym uśmiechu porusza. Więc się dokonywa powinność, kamień da się wzruszyć. O pozory! o modlitwo!
Sypią się gruzy na skronie, na twarz pana Pichonia. Unieść oblicza nie odważy się, głowę kornie chyli coraz niżej.