Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

ściekom zaułków, co z kałem toczą łezki kryjome bankrutów —
kirkutom, z których trąd na miasto idzie —
pożogom, które się czają, by zacność w łożu chrapiącą udusić —
marzeniom, w których zaraza się lęgnie —
onym czuciom, które złość budzi —
tym myślom, co czuwając, wszędy kradną —

my, stały oddział zgranych w życiowej zabawie, ale prawdziwych Chrystusa żołdaków, z serc, smutkiem przepełnionych, pod wieczór, przed spaniem czułe ślemy pozdrowienie“.
Natchnione, bławatne oczki szybko w dół opuścił i małemi piąstkami, kurczowo przycapił własne, lniane bokobrody.
Sponsowiałe w całodziennym całowaniu górskich wymion wargi słońca przesunęły się tuż pod tafle szyby i krwawo pękły, rozpłomieniając łagodny mrok białej izby.
Z długiej ławy pod ścianą porwał się szereg łbów obwisłych w stroskanym myśleniu i jednogłośnie mruknął przed siebie: amen.
Od łuny okna odszedł wyniosły cień, chude ręce zawiesił w przestrzeni, łeb łysy, chorą nabrzmiały wielkością na piersi ułożył i, zanurzywszy palce w kudłach czarnej brody, grobowo orzekł:
— Mniej więcej nieźle wyraziłeś w słowach dusz naszych wyznanie.
A oni jeszcze bardziej pochylili głowy, nurzając je w rozkoszy zaćmionych dźwięków głosu, który