Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

wyrzucił w mrok wiedźmowe ręce i, kiwając się rozpaczliwie na kabłąkowatych nóżkach, do bokobrodego podpełgał młodzieńca. Usta, które od niestwierdzonych czasów w bolesnych drgawkach żuły milczenie, zwolniły po raz pierwszy wobec zgromadzenia i, rozwarte szerzej, jęły chlustać prosto w twarz śmiałka półdźwięki ochrypłe:
— Ćwiek ten sam, co od czasów Nerona tkwi w moim mózgu i gębę wraz z językiem na wylot mi przewiercił, dziś zwalnia, bym zranionym jęzorem mógł ci bryznąć: poganinie!
W środku izby zwalił się na kolana i z wielkim rozmachem jął sobie wymierzać symetryczne policzki.
Wprost z ławy pokulał się na ziemię krotochwilny Szczupak i za każdym uderzeniem ciała wykrzykiwał wesoło, z przekonaniem: „Na pożytek ludziom, ludziom na pożytek!“
Surowy Prokurator, grozą sytuacji przejęty, niespokojnie przeginał na wysmukłej szyjce czupurną główkę kokoszki i prawą nogą wykraczał ogromnie stanowczo, by zbuntowanych poskromić, gdy na rozgwar sali spadł huk przepotężny i Poseł karcąco zagrzmiał:
— Książę nędzny zawód, podłą przeszłość towarzysza wspomniał i uczynił głupio. A nie istnieje spór, czy niepewność, gdy raz już wyrzekłem.
Uchylone drzwi izby piskliwie się rozeszły, dozorca wpuścił przybysza.
Tłuścioszek potulny, okrąglutki. Przydreptał przed Posła i zdziwiony tuż przed nim utknął. Czarniawe,