i skleić je z tą czarną masą, co u jego stóp widniała skłębiona. Siła komizmu, spoczywająca w jaskrawości kontrastu, kazała im podjąć się niewdzięcznego dzieła. Poczęły więc wesołą pracę, uwijając pierwszą nić około pnia, a potym dalej śliniąc misterną tkankę.
Były nad jego czołem, gdzie niedawno spoczywał wieniec ciernistych liści. Poczuł świerzb ich macek i drgnął. Na piersi jego ciążyło nagie dziewczęce ciało jutra. Nie mógł go z siebie strząsnąć. W długich, nizkich falach oddechu czuł szeroki, matowy śmiech dokonanej, sytej miłości.
Miał iść. Był świadomy jakiejś zdrady i czuł ją tuż przy sobie. Tuż przy sobie. Więc nie mógł doznawać niepokoju, a znał tylko ciekawość. Widział wielki niezgrabny śpichlerz i wąchał chłodny zapach stęchłego ziarna. Koniecznie mu się zdawało, że ktoś kradł ziarno i wynosił korcami, całemi korcami, w zbitych worach. Tylko, że z tamtej strony, tamtą bramą i nie mógł widzieć kto. A przecież to ciekawe widzieć, jak kto kradnie stęchłe ziarno i dźwiga je z mozołem na plecach. Takie ciekawe...
Zapragnął, gorąco, szczerze zapragnął. Pragnienie czuł w przełyku, a ręce błądziły w niespokojnych splotach za sznurem, za idealnym wiązadłem Chwila dała słaby pomysł o pięknej, barwnej wstążce Myśli były jako stare nieodczytane szpargały, a w barwną ujęte wstążkę, jakże wygodnie dałyby się przenieść na poddasze! A na poddaszu w świetle lampy już łatwiej ze szpargałami, wśród ciszy, powoli...
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.