Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

dym z nas dorasta, a grozi nam jeno lęk, by pierwsze ust pogodne nachylenie nie było omyłką. A śmiech­‑omyłka, to anioła kichnięcie, rozporek w spodniach rzewnego amanta, sumiaste wąsy uwiędłej kokietki, to śmieszność i pospolita klęska. Niechaj czujność nas uchowa przed zagładą dojrzewających uśmiechów, a również wystrzegajmy się śmiechu krotochwili, śmiechu przez zastępstwo.
Dozwólmy łzom, niech spływają, gdy płacz najdzie, lecz nie wgryzajmy warg, gdy dostojność nasza przez śmiech poważny objawić się zapragnie.
Skąd zaś śmiechu nabyć? Już wiem, prawie jestem pewny. I nie będzie żadnych kosztów. Tajemnicy kupić nie można, raczej trzeba ją zdobyć lub podstępnie ukraść. A źródło śmiechu jest tajemnicą właśnie.
Więc wiadomość nader ważna, że doktór Lipek uśmiecha się do ogrodowej bani. Tam zapewne wesołości ukryte źródło. Wietrząc przez chytrość, natrafił Lipek na cudowność, nam przeznaczoną, nieodzowną. Przed nami ukrywa, nam radości skąpi. Bohaterskie nasze gniazdo hańbi, gnębi, a tam czule się uśmiecha. Nic to jednak, że karczydło ma nadmiernie szerokie i żylaste mięśnie, nic to, że uśmiechać się zdolny, kiedy dusza, pospolitością okopcona, od marności wyschła. Nie nasz on człowiek i niebawem precz, daleko pójdzie matoł chichoczący. A wyrok nad nim wydam słuszny i nielitosny. Zaś jutro do źródła radości podejdę, podpatrzę, porwę i wam oddam, co należne. Noc dzisiejsza, to noc przesilenia dla nas, rycerni, brzask jutra do nas się