Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

w sińce przedniego rodzaju i godne widoku pręgi, jako potulnych gromada do ogrodu na przechadzkę wylegli. Niespokojni krążyli, jak przed żerem zwierzęta, wśród krętych ścieżyn po czas, aż zjawił się Poseł, najbardziej hardy i głośny, więc za karę wypuszczony ostatni. Wkoło wodza się skupili, a on powiódł ich przed banię bez namysłu.
Zatrzymali się w przyzwoitej odległości, wpatrując się w szklaną kulę nieprzytomnie. Opadł ich nawet jakiś lęk niezwykły, gdyż zaczęli się kryć za plecami towarzyszów broni, jeden drugiego wypychając przed siebie. Na czele oddziału wysunął się rycerski Książę, ostatnim w szeregu był trwożliwy Suplent, a dokoła gazonu krążył czujny Szpieg, nadsłuchując i bacząc, by wielkiej chwili nie zniweczył wtargnięciem którykolwiek z dozorców.
Poseł zakasał rękawy długiego surduta, obnażone ręce wahadłowo poruszył, przetarł czoło, wziął tułowiem rozmach i ruszył ku bani. Nosem prawie o nią uderzył, ramiona, zwyczajem krogulca, niby skrzydła w górę dźwignął i runął cały wzrokiem przekrwionym w tajemnicę szklistą. Od nachylenia jego padł cień olbrzymi na cały ogród. Zapewne dojrzał siebie i swoich zaciężnych w kształtach wymarzonych, upragnionych zdawna, dojrzał rozbujałe podobizny tych samych a innych, gdy błądzą wśród światów zróżowiałych cudnie i noszą śpiew nowego życia na wydętych od uśmiechów ustach, zapewne dostrzegł swój własny ogrom zmniejszony pociesznie na użytek ziemski, gdyż kilkakrotnie przecierał powieki, namacywał własne skronie, aż odwrócił się