tendencji, lecz raczej dążenia do syntezy w ujęciu nieuchwytnej jednostki.
Tego to mecenasa wprowadziłem razu pewnego w grono kawiarnianych podglądaczy rzeczywistości, ale ci orzekli jednomyślnie, iż okaz nieciekawy, typ banalny, nie mogący służyć za przedmiot choćby przejściowej obserwacji. Wyrok ten utrwalił mię w podejrzeniu, że z biegiem czasu mecenas stać się może moim bohaterem.
Owe zewnętrzne banalności były dla mnie (autora) niezwykle miłe i pożądane. Niezwykłe dobra doczesne mecenasa, jak potęga dziedzicznego majątku i wdzięk młodej, nadzieją rentowności dyszącej kancelarji, pozwalały szarym dniom następować po sobie we wzorowym szeregu, bez szczególnych przerw i bytowych kataklizmów. Zaś za parawanikiem codzienności mogły śmiało i bezwstydnie obnażać się wypadki i wypadeczki, niczym nienaglone, rozmiłowane same w sobie, zwolnione od jarzma najistotniejszej powszedniości.
Posiadał więc mecenas, prócz kancelarji, ciekawej sylwetki i złośliwego przydomka, jeszcze i samego siebie, osobistość we wszystkich gałęziach ludzkich wymysłów i usiłowań bardzo sprawną oraz wymowną. Mógł więc przewijać się z zaletami swemi przez ulice miasta gładko i swobodnie, jak pogodny bohater, wędrujący niestrudzenie wzdłuż beznadziejnie obfitych kart romansu, który służy ku podniesieniu ducha i pokrzepieniu serca.
A że się inaczej stało, wina autora, pozbawionego wszelkiej inklinacji w kierunku pomyślności.
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.