pochodząca od mecenasa Jerzego) był pan August Matołek. Piękny, ceniony, zaszczytnie znany pejzażysta. Zjawiał się w klubie tylko w chwilach, jak je sam nazwał, „ogólnego upadku“. Wówczas odznaczał się demoniczną ponurością, rozczochraną bródką, zaniedbanym strojem i wilczym apetytem. Zazwyczaj milczał znacząco, połykając niewiarogodne porcje smakołyków, naturalnie na rachunek wspólnej kasy klubowców. Wreszcie, odchmurniawszy przy dziesiątym kufelku, wszczynał niedbale, dychawicznym szeptem frapujące wyznania z przeżyć miłosnych. Przy kufelkowym stole był pierwszym ulubieńcem i niezawodnym zbawcą przed grozą nudy czy wyczerpania orzeźwiających tematów.
Pomiędzy członkami klubu zachodziły drobne antagonizmy i nierówności, ale bez ujemnego wpływu na zwartość i spoistość szanownego grona. Przeważnie i ogólnie zazdroszczono Matołkowi jego jeszcze czynnej roli w zakresie, przedstawiającym dla reszty zgromadzenia wartość, niestety, już tylko teoretyczną, zazdroszczono mu zwalistych bar, sprężystych łydek i spojrzeń czelnie wyzywających, a co za tym szło i niepospolitych zdobyczy w istotnych wyprawach po serce.
Major współzawodniczył z nim w znoszeniu sensacyjnych nowinek, Kręcicki nie mógł Guciowi wybaczyć bezkarnej konsekwencji w popełnianiu błędów djetetycznych, Beksay łzawo podrwiwał z jego wypolerowanych paznogci, wszyscy zaś razem, nie wyłączając Matołka, odnosili się z cichą nieufnością i kłopotliwym zdumieniem do zlodowacenia czy
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.