W rzuconym na scenę przedmiocie rozpoznał klub bransoletkę, którą przesadny w elegancji Matołek zwykł był nosić podczas uroczystych występów lub na wypadek niezwykłych konkurów.
Dla tego jest klub od czasu pamiętnego przedstawienia bardzo niespokojny i tworzy domysły. Jak na złość Gucio unika wszelkiego spotkania z towarzyszami piwnych posiedzeń.
Bez wątpienia należało przypisywać przydługą nieobecność fazie „ogólnego rozkwitu“ Matołka.
Jedyny prezes nosi wyjątkowo uśmiechniętą maskę, milczy dyskretnie a chwilami nawet zapada w rozkoszne marzenia, giestykulując sam ze sobą dość zabawnie.
Wskutek wszystkich tych wydarzeń pan major naocznie zmizerniał i osowiał. Nie orjentuje się w całej kabale. Dał się nawet wyprzedzić takiemu Kręcickiemu, który pewnego wieczora mógł tryumfalnie oznajmić:
— Widziałem wczoraj Matołka!
Majorowi piana ze świeżej bombki zastygła na wąsach. Barwa twarzy fijoletem nabiegła.
— Z kim, Dudusiu? — wykrztusił.
— Ano z tą komedjantką. Zjedliśmy kolację w „Saskim“. Co ten narwaniec nie wyprawiał! Wyobraźcie sobie: rakowa zupa, zrazy nelsońskie, korniszony, karczochy, piwo, wino, sery — istny galimatjas, miserere zapewnione, nie wiem, czy dożył dnia dzisiejszego.
— W najlepszym zdrowiu — uspokoił nagle doktór Fallus.
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.