— Matołek, proszę, sir, zabrać kompanję i wyjść!
Gumowa dama ręką drzwi wskazywała.
Matołek zgodził się natychmiastowo, raźno wyszukiwał narzutki, podawał kapelusze.
Zbliżył się do miss, która się cofnęła w kierunku majora i Jerzego.
— Dobranoc, aniołku, wrócę dopiero nad ranem.
— It does not matter. Drzwi będą zamknięte.
— Bardzo ładnie, ale gdzież mam spać do licha?
— W hotelu! — brzmi odpowiedź surowa.
— Co, mam pieniądze wydawać na hotel? Dobrze, ale zapłać!
Po raz pierwszy okazała widzom chmurę na czole miss spokojna.
Wręczając Matołkowi złotą monetę, donośnie zapowiadała:
— Masz, ale mi już nie wracaj nigdy, słyszał? Inaczej każę zrzucić ze schodów.
Matołek kiwał się przez chwilę na osłabionych nogach to wtył, to wprzód. Trzymając monetę na dłoni, ważył ją i uśmiechał się głupkowato. Wreszcie z głośnym odbijaniem, tchórzliwie wskazując na zmartwiałego Jerzego, wyrzekł ostrzeżenie:
— Teraz on tu zostaje, ale to się źle skończy wszystko razem. Powiadam, źle się skończy.
— That is a very bad prophecy — odrzekła z uśmiechem wierna kochanka.
Zniecierpliwiony major pchnął Gucia, a za nim nieprzytomna czereda runęła w stronę uchylonych drzwi. Odeszli. Tragiedja skończona. Jednak rządzące losy nie odznaczają się darem artystycznego
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.