nocy wielkomiejskiej. Tylko pod podłogą w fabryce celuloidu głucho stękają jakieś uderzenia, suwania, poświsty.
Miss Haidee Deddy w koronkowym negliżu spoczywa na nieposłanym łóżku. O poręcz łóżka wsparła nogi w marokańskich pantofelkach, głowę ułożyła nizko i badawczo, ze wzgardą patrzy na amorka.
Jerzy pyta:
— Czy jednak to stanowczo niemożliwe, by on mógł powrócić tutaj?
— Nie, sir! On już nie wróci.
Wówczas splata Jerzy ręce przed sobą boleśnie, ciężko sunie, przed łożem zatrzymał się i zwierzęco ryknie:
— Ale ja nie chciałem takiego końca. W co ja mam teraz wierzyć?
Miss podnosi się, strapionego obok siebie sadza, uspokaja.
— Pan jest bardzo mądry człowiek. Mnie zawsze ogromnie cieszyło, kiedy pan mówił: coś jest tak a tak, zaś za chwilę: to samo jest i może być wręcz przeciwnie. Powiedział pan sobie: Matołek jest tak, miłość jest tak, dlaczego mister Jerzy nie powie: Matołek jest owak, miłość jest owak?
— O miss, miss — jęczał Fallus — ja was oglądałem w takim szczęściu. Ja wiedziałem, że przeminie, że rozpłynie się gdzieś, jak każda miłość czysta. Wierzyłem w to, tym żyłem. Do Indji uciekłem, by was nie skalać radosnym, pożądliwym moim oglądaniem. A on mnie oszukiwał i ciebie, miss,
Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.